środa, 24 lutego 2016

Prawo Kalego




      Jednym ze sztandarowych haseł DOBREJ ZMIANY jest walka z nepotyzmem i kolesiostwem poprzedniej ekipy. PiS twierdzi i niestety w znacznej mierze trzeba się z tym zgodzić, że przez osiem lat rządów PO-PSL zawłaszczyły dla swoich działaczy setki stanowisk. Nowa ekipa miała to diametralnie zmienić. Nowi ludzie na stanowiskach przejętych po partyjnych nominatach, to wedle zapewnień kierownictwa PiS, wybitni fachowcy, merytorycznie przygotowani do wypełniania powierzonych im obowiązków.
      Jak to funkcjonuje niech zobrazuje najświeższy przykład. W ubiegły piątek prezesi stadnin koni w Janowie Podlaskim i Michałowie zostali odwołani ze stanowisk, mimo że pracowali w nich od kilkudziesięciu lat, byli świetnie oceniani i odnosili sukcesy. Nowy prezes Janowa w swej pierwszej wypowiedzi przyznał się bez żenady do absolutnej ignorancji  w tej dziedzinie:

"Już widzę, że będzie to moja pasja życiowa. Wcześniej też bardzo uwielbiałem konie, ale nie miałem takiej bliskiej styczności z nimi".

      Każdy myślący człowiek, nawet nie znający się na hodowli koni, zdaje sobie sprawę, że jest to materia niezwykle wrażliwa i nie da się kierować stadniną jak fabryką gwoździ. Cóż, obecnej władzy to jakoś nie przeszkadza. Można by rzec „Prawo Kalego” w czystej postaci. Dla tych, którzy nie czytali „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza poniższy cytat:

— Powiedz mi — zapytał Staś — co to jest zły uczynek?
— Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy — odpowiedział po krótkim namyśle — to jest zły uczynek.
— Doskonale! — zawołał Staś — a dobry?
Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu:
— Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy.


środa, 17 lutego 2016

Jestem frankowiczem i żądam pomocy!



      Jestem Polakiem i mam kredyt we frankach szwajcarskich. Od Rządu RP żądam natychmiastowej pomocy. Liczę, że swą pracą, zaangażowaniem i kreatywnością Rada Ministrów sprawi, że moja miesięczna rata zdecydowanie się obniży. Co więcej mam kilka pomysłów jak to sprawić.
1.    Stymulowanie wzrostu gospodarczego, poprzez obniżanie podatków i  pozapłacowych składników  wynagrodzeń.
2.    Wspieranie eksportu.
3.    Ograniczanie wszelakich zezwoleń, pozwoleń i koncesji.
4.    Uszczelnienie systemu podatkowego poprzez jego uproszczenie.
5.    Ułatwianie zakładania firm i popieranie małych i średnich przedsiębiorstw.
6.    Wspieranie innowacyjnych projektów.
7.    Dbanie o edukację na każdym poziomie nauczania z naciskiem na szkolnictwo zawodowe.

      Miałbym jeszcze kilka propozycji ale na początek może starczy. Mam oczywiście świadomość, że są to tylko hasła ale to przecież rząd ma możliwość zatrudnienia najlepszych fachowców gospodarczych i wypracowanie takich narzędzi aby te cele zrealizować. Gdy już się tak stanie, to poprzez umocnienie złotówki i poprawę na rynku pracy moja rata kredytu powinna być mniejsza a moja pensja wyższa.

      To co powyżej napisałem niestety jest nie do zrealizowania przez obecną władzę. Tak pojęta pomoc jest nie do ogarnięcia przez ludzi PiS-u. Wolą oni rozdawać cudzą kasę, antagonizować środowiska frankowiczów i tych co kredyty wzięli w złotówka a na koniec i tak nie wiadomo czy te kosztowne pomysły nie obrócą się przeciwko zwykłym ludziom. Wiara w to, że banki ulegną presji rządu i przejmą na siebie koszty pomocy kredytobiorcom jest równie naiwna co głupia. Chciałbym aby państwo dbało o dobrobyt Polaków, którzy sami dadzą radę spłacać swoje kredyty, niekoniecznie kosztem np. wakacyjnego wypoczynku swoich dzieci. Tylko tyle i aż tyle!

środa, 10 lutego 2016

500 PLN



      Najbardziej „gorący” ostatnio temat to oczywiście program 500+ Prawa i Sprawiedliwości.  Wszędzie słychać  rozważania czy miało być na każde dziecko, czy nie, budżet wytrzyma obciążenie czy nie, kto ma te pieniądze rozdzielać itp. Ocenie i dyskusji poddawany jest każdy aspekt tej sprawy i nie jest to dziwne, w końcu dotyczy gigantycznych pieniędzy. Chciałbym i ja dorzucić swoje trzy grosze.
      Nie jestem zwolennikiem rozdawnictwa, bo uważam, że można za te same pieniądze zrobić więcej i efektywniej. Nie popieram, ba jestem nawet zagorzałym przeciwnikiem PiS. Jednak po dłuższym namyśle, uważam że ten program może wypalić. Oczywiście nie w sensie zwiększenia dzietności, bo nie miejmy złudzeń, dodatkowe pół tysiąca nie zachęci nikogo, no może prawie nikogo do powiększenia rodziny. 500+ spełni oczekiwania polityczne partii rządzącej, czyli uspokoi nastroje społeczne a być może pozwoli wygrać następne wybory.
      Tu kilka argumentów dla udowodnienia powyższej tezy. Po pierwsze wpompowanie tak wielkiej gotówki w rynek spowoduje pobudzenie wzrostu gospodarczego. Nie jestem ekonomistą ale wiem, że całkiem spora część PKB Polski pochodzi z konsumpcji a myślę, że 90% lub nawet więcej tych  pieniędzy zostanie natychmiast wydana na zaspokojenie potrzeb materialnych rodzin. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że po otrzymaniu pieniędzy z PiS-owskiego programu rodzice zaczną masowo zakładać lokaty bankowe, raczej „rzucą się” do sklepów na zakupy. VAT z 500 PLN to prawie sto złoty (93,50 zł) i ta kwota wróci natychmiast do kasy państwa. Dodatkowo: podatek dochodowy, akcyza (np. papierosy, alkohol, benzyna) itp. to kolejne wpływy do budżetu.  Druga sprawa to wzrost zatrudnienia. Zdeklarowana przez rząd liczba etatów do obsługi 500+ to 7 tysięcy ludzi (pewnie będzie więcej) oraz potrzeby pobudzonej gospodarki w zakresie handlu i usług to łącznie około kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. To podniesie wpływy z podatków i spowoduje zmniejszenie wypłacanych zasiłków. Z tych powodów program w tym roku nie będzie kosztował 17 mld PLN a pewnie około dziesięć. Trzecim aspektem jest fakt, że ludzie pracujący przy tym projekcie w większości zasilą elektorat PiS-u, w końcu to ta partia da im stabilną pracę.

      Reasumując, nie wiem i pewnie nikt tego nie wie jakie skutki przyniesie rozdawnictwo pięciuset złotych co miesiąc na prawie każde dziecko ale uważam, że przynajmniej w perspektywie lat 2016 i 2017 PiS ogromnie skorzysta politycznie na tym projekcie. Czy uda się bezboleśnie prowadzić ten program w następnych latach – śmiem wątpić ale tak odległa perspektywa raczej nie martwi naszego rządu a szkoda. 

środa, 3 lutego 2016

Dracula z Żoliborza



      Obecna kadencja Sejmu RP ma wiele charakterystycznych cech. Jedną z nich są nocne obrady a zwłaszcza głosowania. Zdarzało się w przeszłości takie przeciąganie posiedzeń ale permanentnego stanu nocnego czuwania nigdy nie było.
      Jest wiele hipotez i prób wyjaśnienia tego zjawiska łącznie ze spiskowymi teoriami. Oto kilka z nich:
1.    Nocne obrady i głosowania mają spowodować mniejsze zainteresowanie społeczeństwa, tym co aktualnie dzieje się na Wiejskiej, w końcu trudno śledzić obrady o 3 nad ranem.
2.    Partia rządząca liczy na „zmęczenie materiału” opozycji a w konsekwencji (nomen omen) uśpienie czujności posłów i przeforsowanie zapisów, na które potrzeba więcej głosów niż posiada PiS. Jest to jednak broń obosieczna, ponieważ wielokroć się zdarzało, że to posłowie Kaczyńskiego są bardziej zmęczeni.
3.    Późne obradowanie ma sprzyjać poczuci misji i walki o lepsze jutro wśród posłanek i posłów Prawa i Sprawiedliwości. Czołowi działacze tej partii (między innymi Antoni Maciarewicz) uwielbiają takie mroczne i spiskowe klimaty.
      Można by tak jeszcze długo. Być może jednak rozwiązanie tej zagadki jest prozaiczne. Może Jarosław Kaczyński jest tzw. „nocny markiem”, co oznacza, że lubi rano pospać a Jego apogeum intelektualne przypada na północ. Byłoby to najtrudniejsze do zaakceptowania. Oznaczałoby to, że 459 wybranych przez Naród przedstawicieli zostało podporządkowane jednemu człowiekowi. W demokratycznym państwie taka sytuacja jest niedopuszczalna. To początek dyktatury. Ci, którzy wprowadzają takie standardy, na czele z Prezesem nie tylko poniżają innych posłów ale także ignorują swego zwierzchnika czyli wszystkich Polaków.

Mam nadzieję, że się mylę.

środa, 27 stycznia 2016

Profesór




   Kolejny raz i pewnie nie ostatni poruszę temat oświaty w naszym kraju. Tym razem chodzi o poziom wykształcenia a właściwie o deprecjację  tytułów naukowych.

   To, że powstał bardzo szeroki dostęp do edukacji już nie tylko na poziomie szkół średnich ale także szkół wyższych a nawet studiów doktoranckich to dobrze ale niestety nie utrzymano poziomu kształcenia. Notoryczne obniżanie wymagań od matury począwszy a na dysertacjach doktorskich kończąc niestety nie przynosi chluby naszemu systemowi oświaty. Nie chciałbym tu prowadzić dywagacji, że kiedyś, że za moich czasów itp. Proszę jednak zastanowić się nad artykułem trzecim z rozdziału pierwszego "Polskiego Kodeksu Honorowego" Władysława Boziewicza, który poniżej cytuję:

ROZDZIAŁ I.
Osoby zdolne do żądania i dawania satysfakcji honorowej.

Art. 3.
Z tytułu wykształcenia zaliczyć należy do osób zdolnych do żądania i dawania satysfakcji honorowej tych wszystkich, którzy ukończyli szkoły średnie.



   Wedle powyższych zapisów, osoba z wykształceniem średnim była traktowana w swych prawach honorowych na równi ze szlachetnie urodzonymi. Wykształcenie zatem było doceniane i poważane już na poziomie matury. W dzisiejszych czasach nie ma pojedynków honorowych w obronie własnej czci a ponadto w internecie każdy każdego może oczernić, opluć i zwyzywać, nie bacząc na jego wykształcenie czy tytuł naukowy. Niestety takie zachowania w debacie publicznej, pozbawione klasy a choćby i odrobiny kultury osobistej można spotkać również ze strony posiadających status osoby wykształconej z tytułami naukowymi. Nie będę oryginalny gdy powołam się na casus posłanki Pawłowicz. Niestety tytuł naukowy tej pani nie przechodzi mi przez gardło ani przez klawiaturę. Swym zachowaniem, wypowiedziami i pogardą dla wszelkiej krytyki miażdży swoje tytuł. Cóż nie jest pierwszą ani ostatnią osobą publiczną, która swym zachowaniem i wypowiedziami podaje w wątpliwość swoje wykształcenie.

   Cóż zatem robić? Czy zmiany w systemie kształcenia w Polsce mogą zmienić sytuację na lepsze? Obawiam się, że nie ma na to prostej odpowiedzi. Być może jednak, podniesienie poprzeczki i zwiększenie wymagań na każdym etapie nauczania, choć troszkę by pomogło. Nie każdy przecież musi być profesorem!   




środa, 13 stycznia 2016

Fenomen Nowoczesnej


      Tekst poniższy jest napisany z perspektywy już nie sympatyka ale członka partii Nowoczesna Ryszarda Petru. Dla wielu może być mało obiektywny ale wydaje mi się, że trafnie opisuje aktualną sytuację Nowoczesnej.
      Nowoczesna to fenomen w polskiej polityce. Ugrupowanie, którego pomysł zrodził się pół roku przed wyborami wprowadziło do parlamentu 28 posłów. Co ciekawe, sondaże potwierdzają, że gdyby nie syndrom „straconego głosu” (4,99%) ten wynik byłby jeszcze lepszy. Może ktoś powiedzieć, że takich zjawisk politycznych było już wiele: poczynając od Stana Tymińskiego a na Ruchu Palikota kończąc. Pewnie tak ale to jest pierwsza taka inicjatywa mająca merytoryczne podstawy. Program polityczny i gospodarczy .N opiera się szerokich konsultacja społecznych, jakich nikt dotąd nie przeprowadził w Polsce.  Nowi ludzie (nie tylko Ryszard Petru) z wiedzą i pasją budują wizerunek partii w parlamencie i mediach. Rozpoczęty niedawno proces budowy struktur lokalnych przebiega bardzo dynamicznie. Wszystko wskazuje na to, że powstała siła polityczna na lata, która ma szansę nawet na przejęcie władzy w Polsce.
      Co zatem jest siłą Nowoczesnej i stanowi o jej wyjątkowości? Po pierwsze ludzie ją tworzący. Nie jest to nowa partia, którą stworzyli starzy działacze szukający nowego miejsca na scenie politycznej. Owszem część członków naszej partii ma epizody w różnych formacjach politycznych ale nigdy nie byli prominentami. Świeżość, zaangażowanie i profesjonalizm to cechy ludzi budujących ugrupowanie. Po drugie program z wizją Polski, jako kraju demokratycznego, obywatelskiego, nowoczesnego i szybko doganiającego najbogatsze kraje świata.
      Czy w takim razie istnieją czynniki, które w przyszłości mogą zagrozić popularności Nowoczesnej? Myślę, że są dwa. Pierwszy to znowuż ludzie. Jeśli wypali się kiedyś zapał, jeśli członkowie partii zajmą się walką o władzę i przywileje, to Nowoczesna zgaśnie jak wiele innych bytów politycznych. Drugie zagrożenie, paradoksalnie wypływa z  celów zawartych w statucie partii. Przytoczę je:
Art. 3, pkt. 1,
d. wzrost zaangażowania polskiego społeczeństwa w działania na rzecz rozwoju świadomości obywatelskiej oraz rozwoju kulturalnego i gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej;
e. rozwój instytucji społeczeństwa obywatelskiego, dialogu społecznego, działania na rzecz wolności obywatelskich.
      Nowoczesna chce działać na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Jeśli uda się uaktywnić Polaków w tym zakresie, może się okazać, że za jakiś czas zaczną powstawać inicjatywy polityczne, które jeszcze trafniej odczytają oczekiwania społeczne i zmiotą stare partie ze sceny politycznej. Jednak gdyby się tak stało, było by to największe zwycięstwo Nowoczesnej.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Przełomowy 2016

      "Nie wiem, jakie decyzje będą podejmowali nasi obecni koalicjanci, ale osobiście jestem zwolennikiem budowy jednej, silnej partii prawicowej. Docierają do mnie sygnały z terenu, że takie zjednoczenie powinno nastąpić. Nie będzie z naszej strony próby wchłaniania czy marginalizowania koalicjantów" - powiedział Joachim Brudziński, pytany o plany zjednoczenia PiS, Solidarnej Polski i Polski Razem.

      Ciekaw jestem co czuli Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin, gdy dotarły do nich te słowa. Ja na ich miejscu zaczął bym się bać lub działać albo jedno i drugie. Pytanie, który z tych polityków pierwszy zaatakuje? To, że zaatakują to pewne – ich ambicje polityczne są co najmniej tak wielkie jak samego Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli przez najbliższe lata (miejmy nadzieję, że mniej niż cztery), prezes PiS będzie systematycznie niszczył poparcie swojej partii w społeczeństwie to w najbliższych wyborach zagłosuje na niego żelazna część, żelaznego elektoratu czyli coś koło 5%. Wówczas politycy obecnego obozu trafią na polityczny śmietnik. ZZ i JG nie dopuszczą do realizacji takiego scenariusza!
      Ja stawiam na J. Gowina. Jest starszy od Z. Ziobry i nie może sobie pozwolić na kilka dodatkowych lat czekanie na dogodną sposobność. Może nie przejąć kontroli nad PiS ale przeciągnięcie sporej grupy posłów, działaczy i struktur lokalnych pod sztandarem ODRODZONEJ PRAWICY jest całkiem realne. Nie uda mu się wygrać następnych wyborów ale wynik na poziomie 20% jest realny i daje dobrą pozycję wyjściową w kolejnym rozdaniu  wyborczych kart. Czy się zdecyduje a co ważniejsze czy mu się uda – czas pokaże.
      Czterdziestopięcioletni obecnie prezes Solidarnej Polski, to na polskiej scenie politycznej  prawie młodzik, choć już doświadczony i zaprawiony w bojach. Wyrzucony z PiS, były wiceprezes tej partii, pewnie marzy o przejęciu sterów po JK. Wszystko na to wskazuje, że cierpliwość to jego główna broń. Tylko czy będzie co przejmować za kilka lat? Nie wiem też czy będzie można cierpliwie czekać, zwłaszcza w kontekście słów J. Brudzińskiego. Pełnia władzy dla prezesa Kaczyńskiego to być może również skonsumowanie przystawek PiS-u. Jeśli tak do wojny dojdzie prędzej niż myślimy, czego Państwu i sobie serdecznie życzę.
      Nie jestem zwolennikiem prawicy, zwłaszcza takiej jak obecny PiS. Tak naprawdę to miks: prawicowych i nacjonalistycznych idei wymieszanych z socjalnym (żeby nie powiedzieć socjalistycznym) podejściem do gospodarki oraz przepełniony ambicjami jednego człowieka. Silna, zdrowa i ideowo spójna prawica jest potrzebna Polsce i mam nadzieję, że taka się pojawi (odrodzi) już niedługo i że to będzie ten tytułowy przełom.